rozdział VIII — na Boga i na dwa Lisy
- nelapiwko
- 24 lip 2022
- 8 minut(y) czytania
— Drogie dzieci — rozpoczęła pani Alina, jak to zwykle miała w zwyczaju — już niektórzy dorośli. Och, jak ten czas leci. — Uśmiechnęła się rozczulona do swojego niewielkiego kółka historycznego. — Pamiętam was wszystkich, jak dopiero przyszliście tu jako dzieciaczki… No, poza tobą — mruknęła skonsternowana, gdy jej wzrok padł na brązową czuprynę Lisa. Po chwili odchrząknęła, reflektując się i zaczęła grzebać w szufladach biurka, jakby chciała ukryć tę niezręczność. Oliwer tylko na nią patrzył niezbyt zaskoczony. No tak, to on tu jest elementem wywrotowym. Z każdym tygodniem kiedy tu był odnosił coraz większe wrażenie, że niewielu jest tu takich, co przychodzą w środku edukacji danego rocznika — albo jesteś od początku, albo wypadasz. Nietrudno było wyczuć jeden, wspólny rytm, którym falowała cała szkoła. Szkoda tylko, że on nie potrafił się w niego włączyć i widziała to nawet tak prozaiczna dla niego nauczycielka, jak Alina. Cudnie. Chociaż to wyjaśniało, dlaczego zadawał się tylko z Karoliną — dziewczyna tez nie była najlepsza w dopasowywaniu się. Z tą różnicą, że ona wtopiła się w cień, na tyle skutecznie, że rzadko się nią ktokolwiek interesował. Po prostu nie miała znajomych. A on? Oliwer miał ochotę się śmiać na samą myśl. On bowiem czuł się, jakby przywdział jaskraworóżowe moro — wszyscy go kojarzyli, mało tego, wszyscy znali go lepiej niż on sam siebie. Czasami bywało tak, że dowiadywał się dziennie pięciu nowych rzeczy o sobie jako ostatni. Chociażby — rzekomo przeleciał jakąś dziewczynę w szkolnej toalecie, pobił jakiegoś mężczyznę w parku lub wywalili go z poprzedniej szkoły za znęcanie się nad zwierzętami. Swoją drogą, było to fascynujące jak ludzie z nijaką, szarą codziennością ożywiają się, gdy na scenie pojawiał się ktoś z tajemnicami. Wyobraźnia ich aż parowała z wysiłku. — A więc jak zapewne się orientujecie, ten rok i następny są dla was najważniejsze. To ostatni dzwonek, by wygrać konkursy i olimpiady. Od razu wszyscy się ożywili. — Więc teraz przygotowanie ruszają pełną parą i mam zaszczyt oficjalnie was w tym wspierać! — Kobieta rozpromieniła się. Była naprawdę z siebie zadowolona, co w tamtym momencie wydało się Oliwerowi taki ludzkie. Młodzież bardzo często zapominała, że ich profesorowie to też ludzie z emocjami, domami, swoimi problemami i radościami, sprowadzając ich jedynie do roli zdepersonalizowanego edukatora, który zabiera ci dziennie cenne osiem godzin. — Dlatego przygotowałam dla was mały teścik — ciągnęła. — Na jego podstawie ocenimy wasze predyspozycje i potencjalne braki, żebyście wiedzieli, które tematy potrzeba uzupełnić. — Rozdała wszystkim kartki z uśmiechem. — Obiecuję, że sprawdzę je najszybciej, jak się da.
***
— Oliwer! Zasadniczą wadą mieszkania państwa Gierszał była wysokość sufitu. Sprawiał on wrażenie, jakby się wpadło do studni — niebo jest daleko nad tobą, piekło całkiem blisko i tylko ty wydajesz się prawdziwy, zawieszony pomiędzy światami. Poza tym było to normalne mieszkanie na drugim piętrze. — Co!? — krzyknął chłopak z pokoju. Razem z Natalią mieli niezdrowy zwyczaj wydzierania się do siebie przez cały dom, zamiast podejść normalnie, jak robił to Oskar, i załatwić swoje sprawy jak cywilizowany człowiek. — To chyba do ciebie! Zwlókł się z łóżka i poczłapał niechętnie do salonu, ziewając i poprawiając wyciągniętą koszulkę do spania. Miała prawie tyle samo lat, co on sam. — No? — Przetarł niedbale włosy dłonią, by przestały odstawać. — Dzień dobry — uśmiechnął się rozbawiony Oskar, patrząc na niego znad tabletu. Było południe. — Jaka piękna kreacja. — Miałeś ją wywalić — zauważyła po raz tysięczny kobieta, mrużąc oczy poirytowana. Chyba zbyt często powtarzali tę scenę. — Telefon do ciebie… Naprawdę dalej nie zmieniłeś zdania co do zakupu? — Nie potrzebuję telefonu — posłał jej wdzięczne spojrzenie. — Radziłem sobie bez niego cały ten czas i teraz też sobie radzę. Jest zbędny. — Kiedyś w końcu będziesz musiał go kupić — mężczyzna znowu utkwił wzrok w ekranie, gdy brunet wywrócił ostentacyjnie oczami. — Ale wtedy kupię go za własne pieniądze. Natalia jedynie zrobiła zmartwioną minę, a gdy chłopak rozsiadł się z telefonem na kanapie, wróciła do robienia kawy. Bolał ją nawyk Lisa do ciągłego mówienia o swoich funduszach — jak zacznie sam zarabiać, jak będzie miał swoje pieniądze, jak będzie samodzielny. Właściwie była to kwestia normalna w jego wieku. Ba! Przecież ona sama walczyła długo z własnymi rodzicami o tę niezależność. Z tą różnicą, że to byli jej rodzice, a nie adoptowani. Spędziła z nimi dwadzieścia lat, a nie dwa. Odnosiła nieodparte wrażenie, że Oli wciąż traktuje ich z rezerwą, zachowuje między nimi dystans, wyraźnie ich odrzucając jako pełnoprawnych rodziców. Tak jakby mieli go w jednej chwili wywalić za próg. Ciężko mu się dziwić — poprzedni (mocno wątpliwi) “rodzice” go niejednokrotnie wywalali. Ale to wciąż bolało. — Kurwa — zaklął pod nosem, przeciągając głoski. Oliwer zerwał się z kanapy i popędził po skrzypiących panelach do pokoju. — Język! — zawołali za nim jednocześnie Oskar i Nat, ale drzwi do Armagedonu, zwanego pokojem nastolatka, już się zatrzasnęły. Po kilku minutach wypadł stamtąd jak burza — oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta. — Co się stało? — Zawołała za nim kobieta. — Są wyniki tego testu poziomującego. Powie nam, kto może startować w olimpiadzie! — Z podekscytowania aż się przewrócił na ścianę, w trakcie uporczywej walki z trampkiem i za ciasno zawiązanymi sznurówkami. Na, co ta jedynie zaśmiała się rozczulona. — Tylko proszę cię, nie właduj się pod samochód. — Wiem, wiem — mruknął jedynie i pognał do szkoły. No tak, dla niego nawet weekendy są pełne szkoły. Nie rozumiał do końca, czemu Alinka sobie wymyśliła, że nie może poczekać do następnego spotkania kółka. Ta kobieta chyba ekscytowała się bardziej tym wszystkim niż sami uczniowie. Miało to swoje plusy, jak i pokaźną kompanię minusów. Chociażby zrywanie się w środku weekendu i jechanie do szkoły. Ta kobieta chyba zwyczajnie żyje w innej rzeczywistości. Gdy dotarł na miejsce, tradycyjnie w bibliotece czekała już Karolina i wiecznie do niej przyklejony Kamil. Ten chłopak zaczynał go już trochę denerwować — był natrętny jak mało co, zwłaszcza w stosunku do dziewczyny. Perfekcyjny mister Lis usadowił się na obrotowym krześle, skradzionym bibliotekarce zza biurka, z nogą założoną na nogę. Błękitnymi tęczówkami, rzecz jasna, posyłał gardzące spojrzenie każdemu atomowi wokół siebie. Jak można być tak zadufanym? No i klasycznie, Alinki nie było. — Hej — wydyszał, opadając na wykrzywione krzesło. Jego plecy ewidentnie za nim nie tęskniły. — Długo już czekacie? — Rekordu jeszcze nie pobiła — prychnęła dziewczyna, niezbyt dyskretnie uciekając od maślanych oczu Kamila na krzesło obok przyjaciela i uśmiechnęła się lekko. — Jak myślisz, kto wygra? — Ciężko stwierdzić — przyznał. Chcą, nie chcą, musiał oddać honor rówieśnikom. Poprzeczka była wysoko, ale tylko dwoje z nich się zakwalifikuje do olimpiady. Jakiś uniwersytet organizował ogólnopolski konkurs na eseje, ale co ciekawe, w parach. Alinka twierdziła, że w pierwszym etapie kandydaci w dwójkach piszą pracę na uprzednio podany temat. W drugim jadą do Krakowa, by zawalczyć o miejsce w finale, pisząc pracę na temat wylosowany dzień przed. A na koniec w Gdańsku, na wielkiej sali, stają twarzą w twarz z białymi kartkami i nieznanym sobie tematem. Sztuka improwizacji i pamięci. Ciekawe wyzwanie z pewnością, szczególnie że był to konkurs bezpośrednio polonistyczny. Jak Oliwer zdążył się zorientować, ta kobieta pchała ich na każdy konkurs. Każdy. — Ja stawiam na Artura, w końcu jest w ostatniej klasie i podobno ciągle się uczy — zauważyła słusznie Karolina. W duchu przyznał jej rację, ale jakaś jego część wierzyła, że wygra razem z nią — nie podlegało dyskusji, że Oliwerowi najlepiej pracowałoby się właśnie z nią. Nic dziwnego, panienka Krajewska, jak to lubią ją przedrzeźniać, potrafiła dogadać się z każdym, nawet tym psychopatą Lisem. I nagle wpadła Alinka w akompaniamencie przewracanego wózka na książki. — O Jezu! Kto to tu postawił? — narzekała pod nosem. Czemu ta kobieta musi być tak odklejona od rzeczywistości? — No moi drodzy — rozpromieniła się, jakby nigdy nic i podeszła lekko do uczniów. — Jak nastroje? Zdenerwowani? — Nie pozwalając nikomu odpowiedzieć, zaczęła gadać jak zwykle o swoim starym kocie, gdy w międzyczasie szukała prac w otchłani piekielnej, pozbawionej dna, z zagubionymi duszami gdzieś pomiędzy, w skrócie zwaną damską torebką. — Mam! — okrzyknęła triumfalnie i poderwała się z miejsca. — Artura nie ma, ale trochę mu tam brakowało… Julek! Ładna praca, choć spodziewałam się trochę więcej. Musisz dużo powtarzać. — Wręczyła mu pracę i poszła dalej. — Kamil, skarbie, porozmawiaj z psychologiem o ćwiczeniach uspokajających. Czasu ci troszkę zabrakło. To byłaby dobra praca. — Teraz nasz rodzynek, Karolinka! Cudna praca, słońce, co prawda parę błędów ci się wkradło. Porozmawiamy o kilku konkursach. — Puściła jej oczko i stanęła na środku kręgu, nieumiejętnie próbując wzbudzić zainteresowanie i powiew tajemnicy. — A teraz czas nadszedł na najlepszą pracę… Konkretnie dwie. Leon i Oliwer! Brawa! Wasze prace są cudne. Od razu zapiszemy was na konkurs. Teraz wracacie do domu i od razu do pracy! Długopisy w dłoń! — Roześmiała się uradowana, podając pracę chłopcom, w towarzystwie nieśmiałych oklasków Karoliny. Oliwer patrzył z niedowierzaniem na swoje rozmazane, niestaranne pismo, jakby co najmniej ujrzał tam Matkę Boską. Udało mu się! Naprawdę mu się udało. Szczerze nie sądził, że sprosta poziomowi rówieśników, zwłaszcza wyciągnięty wyrywkowo. Podniósł dalej zszokowane spojrzenie i natrafił na wściekłe, przepełnione bezkresną furią, lodowate oczy Leonarda Lisa. Jego twarz wykrzywiła się potwornie — wokół ust i oczu pojawiły się wcześniej niewidoczne zmarszczki. Oliwer miał wrażenie, że ten zaraz przeobrazi się w wielkiego, owłosionego wilkołaka, żeby rozszarpać mu tętnice i tańczyć w blasku księżyca nad jego zwłokami. Leon był po prostu wkurwiony. — Teraz będziecie razem pisać olimpiadę! — Kobieta wydała z siebie zbyt wysoki dźwięk, ale Leona to nie obchodziło. Jedyne co miał w głowie to: JAKIM KURWA CUDEM TEN SZCZYL CHAM I PROSTAK ŚMIE!!! — To z pewnością będzie ciekawe zadanie — blondyn posłał nauczycielce najbardziej sztuczny uśmiech, jaki był tylko w stanie przywołać na twarz. Gdy rozeszli się do domów, Leon myślał, że go zaraz rozniesie. Ten szczeniak ma pracować z nim!? Nie, nie, nie — nie ma takiej opcji! On się na to nie pisał. Przecież ten pedał go pogrąży, a wtedy już w ogóle będzie mógł się pożegnać z zaliczeniem matury dzięki olimpiadzie. Cudownie! Bo właśnie teraz tego potrzebował — gdy matka wisi nad nim dniami i nocami, pilnując każdego drgnięcia, by urządzić awanturę o najmniejsze odstępstwo od jej wytycznych. Tak, definitywnie przyda mu się skretyniały błazen!
* * *
Oliwer od dwudziestu minut wpatrywał się w ekran telefonu Natalii, z którego nie chciało, jak na złość zniknąć irytujące powiadomienie. Jakby celowo nie chciało okazać się tylko nocną ułudą. Masz jedną nową wiadomość od Idealny mister Lis Jeśli miał być szczery, to po wczorajszym całodniowym napadzie furii Lisa, Oliwer był co najmniej zestresowany tym, że ten do niego napisał. Zwłaszcza, iż wskazówki zegara minęły już dawno pierwszą w nocy. Czego ten blondas mógł od niego chcieć w ogóle, a zwłaszcza o tej godzinie? Ta sytuacja z każdą minutą, spędzoną na wpatrywaniu się w ekran, stawała się coraz bardziej pogmatwana — traciła sens. W końcu spoconą dłonią stuknął w wiadomość. Idealny mister Lis 00:10 słuchaj Leonard pisze z małej litery — jest źle. Jest bardzo źle. nie interesuje mnie komu podpierdoliłeś telefon, ale masz wiedzieć, że nie mam najmniejszego zamiaru przegrać PRZEZ CIEBIE Użył caps locka… Na prawdę się wkurzył. Idealny mister Lis 00:15 więc wymagam od ciebie, że uruchomisz te trzy szare komórki i napiszesz to na odpowiednie wysokim poziomie Idealny mister Lis 00:25 plan jest taki — mam w dupie twoje uwagi — do wysłania gotowych prac mamy półtora miesiąca, a opcja, że nie zdążymy, jest z gruntu wykluczona, więc jeśli chcesz żyć, masz się mnie słuchać Idealny mister Lis 00:28 zrobimy tak: przez najbliższe trzy tygodnie CODZIENNIE w bibliotece będziemy się spotykać i uczyć. Chcę mieć pewność, że robisz, co do ciebie należy, a nie walisz, czy co tam robią pedały. Idealny mister Lis 00:36 jutro o 16.00. spóźnij się, a nogi z dupy ci powyrywam. No tak, było do przewidzenia, że mister Leonard, jak przystało na przedstawiciela tej lepszej polskiej młodzieży, jest homofobem. Klasyk. Ponownie utwierdzał się w przekonaniu, że znacząca część bycia popularnym polega na kopiowaniu cudzych zachowań — przestajesz być sobą, tworząc nową postać ze zlepków miliona innych.
00:49 Wyślij wiadomość do Idealny mister Lis homofob będę o 16.30 i nie zachowuj się, z łaski swojej, jak dwunastolatek. Wszystkim będzie łatwiej :)
A więc tak właśnie przyjdzie mu zginąć. W przeszłości wielokrotnie rozważał mniej lub bardziej prawdopodobne scenariusze własnej śmierci, ale jeszcze nigdy myśli nie zawiodły go do szkolnej biblioteki. A w roli Śmierci nie obsadzał nadentego blondyna o zbyt wystających kościach policzkowych. Zaczęło go zastanawiać, czy na nagrobku postawia mu mosiężną tabliczkę, gdzie starannym pismem, którego nikt nie odczyta, napiszą:
Tu spoczywa Oliwer Wielu-Nazwisk Lis, urodzony 15 kwietnia 2004 roku, nie wiadomo gdzie, chyba koło Gdańska. Poległ w trakcie zajadłej bitwy ze swym odwiecznym wrogiem, Leonardem Lisem, przed którym bronił reszty świata. Niech Bóg ma Was w swojej opiece. Poległ jak bohater.
Comments